Okres przedświąteczny kojarzy nam się z wieloma akcjami charytatywnymi, mającymi polepszyć sytuację materialną tych, którzy cierpią niedostatek. Zbyt na serio chyba jednak tą szlachetną filantropię wzięli sobie ekstraklasowicze, zajmujący czołowe miejsca w naszej ligowej tabeli. Gdyby wyłączyć Cracovię, która wygrała z innym zespołem z czołówki (Śląskiem Wrocław) to drużyną z najwyższym miejscem w tabeli, która wygrała swój mecz w ostatniej kolejce 2019 roku, byłaby ósma dopiero Wisła Płock. Bardzo ciekawe było też zresztą zestawienie portalu Weszło, pokazujące, iż drużyny będące liderami Ekstraklasy tak często gubiły punkty, że gdyby w lidze grał mityczny FC Lider to po podziale drużyn grałby on w strefie spadkowej.
Niestety ciężko o optymizm na przyszłość. Niby taka sytuacja gwarantuje emocje,
bo każdy może wygrać z każdym, ale zapowiada też bolesną weryfikację na etapie
pucharowych kwalifikacji. Jeszcze tydzień temu powiedzielibyśmy, że nad całą
ligą górować może Legia, wszak potrafi ona czasem robić coś, co rzadko się w
Polsce zdarza, czyli bardzo wysoko ogrywać rywali vide mecz ze Śląskiem, a
zwłaszcza z Wisłą Kraków. Porażka z Zagłębiem Lubin jednak trochę zaciemnia ten
obraz. Dalej jednak to Legia przy swoim potencjale finansowo-organizacyjnym
jest największym faworytem do wygrania ligi. I podobnie jak w kończącym się
roku mistrzostwo to może przegrać wyłącznie na własne życzenie. Nie widzę
bowiem drużyny, która miałaby papiery na mistrza, ale z drugiej strony rok temu
też takowej nie było, a już na pewno nie w osobie gliwickiego Piasta.
Na dole z odmętów beznadziei wychodzi Wisła Kraków. Ma pecha ŁKS, że w tej
świątecznej kolejce, gdzie bogaci w punkty tak sowicie obdarowywali biednych
oni sami spotkali się z równie ubogą Wisłą. Tym samym to właśnie Łodzianie na
koniec roku zamykają ligową tabelę z dość wstydliwą statystyką 37 bramek
straconych. Z drugiej strony mówi się o nich jako o „Rycerzach Wiosny”, więc
może wiosna faktycznie światło zaświeci nad Aleją Unii. Szkoda by było, gdyby
kolejne trybuny stadiony urosły już na potrzeby pierwszej ligi. Mainstream
piłkarski widać, że trzyma kciuki za Wisłą, lecz mi znacznie bardziej żal
byłoby ŁKS-u. Klub przeżywał swoją gehennę, odbudował się i wrócił tam, gdzie
jego miejsce. Szkoda by było, gdyby historia zatoczyła koło po roku (choć
oczywiście spadek nie oznaczałby takiej samej katastrofy co kilka lat
wcześniej).
Nie wiem jak Wy ja nieco za Ekstraklasą będę jednak tęsknić. Siadamy do niej
trochę jak do telenoweli i żyjemy życiem zastępczym, jak mawiał Włodzimierz
Szaranowicz. Gdy zbliży się koniec sezonu emocje wzrosną i zapomnimy o tym, jak
słaba ta liga ma poziom. By znów sobie o tym brutalnie przypomnieć latem. Ligi
jednak innej nie mamy, przynajmniej pod względem kibicowskim i
infrastrukturalnym trzyma ona pewien poziom. Może się kiedyś sytuacja odwróci,
choć promyków nadziei nie widać.
Klubowe Mistrzostwo Świata zgarnął Liverpool w dość umówmy się nudnym meczu z
Flamengo. Reprezentaci Europy byli lepsi, ale nie była to prosta dla nich
przeprawa. Gdyby Flamengo grało w Europie byłby to zespół na fazę grupową Ligę
Mistrzów. Szkoda swoją drogą, że owładnięta mamoną FIFA nie zdecyduje się na
Klubowe Mistrzostwa Świata w Ameryce Południowej. Przecież dla tamtejszych
kibiców starcie z europejczykami byłoby wielkim świętem. Wyobraźmy sobie
zresztą Real, Barcelonę, Liverpool czy Juventus grający na Maracanie, czy
Estadio Monumental. Niestety to raczej niemożliwe, nikt nie zapłaci w Ameryce
Łacińskiej tyle, co Chińczycy czy Arabowie.
W innym meczu rozgrywanym w egzotycznym miejscu (Rijadzie) Superpuchar Włoch
wywalczyło Lazio. Wielki sen rzymskiego klubu trwa. Juventus został zdominowany
w tym spotkaniu, choć teoretycznie „Stara Dama” walczyła o dogrywkę do ostatnich
minut a trzecią bramką została skarcona na sam koniec meczu to nie ulegało
wątpliwości, że Lazio było zespołem lepszym. Jako sympatyk tego klubu czuje
dumę, ale też obawę, gdyż obawiam się, że taka seria musi się prędko skończyć a
zderzenie z rzeczywistością może być bolesne. Celem dla Rzymian powinna być
przede wszystkim Liga Mistrzów, a jeśli uda się włączyć do walki o Scudetto to
będzie to tylko dodatkowy profit.
Warto jeszcze nadmienić, że w Anglii Frank Lampard ograł swojego byłego trenera
Mourinho, obecnie prowadzącego Tottenham. Tym samym Chelsea dzielnie strzeże
ostatniego miejsca dającego przepustkę do Ligi Mistrzów. Tottenham za Mourinho
za to spisuje się różnie, na razie ciężko realnie ocenić czy jego przyjście coś
Kogutom dało. City wygrywa z Leicester i niemal zrównują się te dwa kluby
punktami, ku uciesze Liverpoolu, któremu po odrobieniu zaległości przewaga może
wzrosnąć. Interesujący był także mecz na dole tabeli, gdzie West Ham pokonał
Southampton 1-0. Na dole jest dość ciasno, więc takie mecz mogą decydować o
pozostaniu w lidze.
Punkty jeszcze zgubił Real a w Bundeslidze po trzecim zwycięstwie z rzędu
funkcję trenera na dłużej utrzymał Hans Flick. Nieźle się zresztą ta kolejka
ułożyła dla Bawarczyków, bo potknęły się obie Borussię — ta z Gladbach
remisując z Herthą a ta z Dortmundu przegrywając z Hoffenhaim. Tym samym
obrońcy tytułu są już na trzecim miejscu mając dwa punkty straty do wicelidera
i cztery do liderującego Lipska.